Czas pomiędzy zbiorem owoców a nastaniem mrozów nie jest dla drzew w sadzie okresem odpoczynku – oprócz tworzenia się nowych pąków kwiatowych (do samego kwitnienia będzie zachodził proces różnicowania) wykorzystywany jest na przygotowanie do spoczynku zimowego.
Na kondycję drzew wpływa między innymi stan odżywienia, który zależny jest nie tylko od dostępności składników pokarmowych, ale również od terminu zbioru i ilości owoców, które drzewo musiało wykarmić. Im większe plonowanie tym większy wysiłek drzewa włożony w ich wyżywienie. Opóźnienie zbiorów, spowodowane na przykład słabym wybarwianiem lub niewyrastaniem jabłek znacznie skraca czas potrzebny roślinom na przygotowanie się do zimy. Dobrze, jeśli jesień jest ciepła i długa, ale często się zdarza, że zima wcześnie zaatakuje i dni potrzebnych na poprawę kondycji jest zdecydowanie zbyt mało. Zwłaszcza, że już 2-3 krotne przechłodzenie liści (np. w wyniku przymrozków) powoduje przyspieszone wytwarzanie się tkanki oddzielającej ogonek liściowy od pędu. Wiemy, że przed zimą drzewa intensywnie wycofują składniki pokarmowe z liści do części stałych. Jeśli więc wytworzy się tkanka oddzielająca przepływ soków ustaje i drzewa nie mogą już z nich skorzystać, nawet jeśli później znów następują ciepłe dni. Musimy się liczyć z tym, że w przypadku ostrej zimy może dojść do znacznych uszkodzeń mrozowych. Trochę lepszą sytuację mają podziemne części roślin – korzenie jabłoni nadal pracują jeśli tylko temperatura gleby jest wyższa niż 4ºC. Ponieważ gleba schładza się powoli, pozwala to funkcjonować korzeniom nawet wtedy, gdy „na górze” drzewa odczuwają już zimę i spadnie pierwszy śnieg.
Jak możemy wspomóc drzewa przed zimą?
Tylko zdrowe i dobrze odżywione rośliny mogą dobrze przetrwać zimę, a później wydać obfity i dorodny plon. Jeśli więc kondycja drzew w sadzie została nadszarpnięta przez bardzo obfite plonowanie albo z powodu opanowania przez choroby lub szkodniki – konieczne jest intensywne ich dokarmianie również po zbiorach. Jeśli drzewa są w dobrej kondycji – dokarmianie ma na celu głównie poprawę jakości pąków kwiatowych na następny rok. Jesienią standardowo dokarmiamy drzewa dolistnie azotem, borem i cynkiem. Jeśli jest taka potrzeba, bo np.: wystąpiły objawy niedoborów na liściach (lub wskazuje na to badanie liści fluorymetrem) albo analizy gleby wykazały niedobory jakiegoś składnika – dokarmiamy też innymi składnikami. W ostatnich latach uzasadnione jest dokarmianie magnezem, ponieważ dwie ostatnie wiosny były obfitujące w opady, a w czasie poprzedniej zimy, w długim okresie czasu nie doszło do zamarznięcia gleby. Spowodowało to znaczne wymycie tego składnika, warto więc go uzupełnić zarówno doglebowo, jak i dolistnie. Pamiętajmy, że wykorzystanie składników pokarmowych podanych przez liście zależy w dużym stopniu od ich sprawności, a ta się obniża wraz ze spadkiem temperatury, osłabieniem przez choroby i szkodniki. Ważne jest więc, aby zabiegi dokarmiające wykonać na sprawne, zielone liście. Podanie składników zbyt późno, tuż przed albo w trakcie opadania liści jest już mało efektywne. Ważne też, aby zastosować nawozy szybko działające. Czas goni zwłaszcza w przypadku pierwiastków powoli przemieszczających się w roślinie (bor, cynk) ponieważ dni są coraz krótsze i coraz mniej jest słońca. W przypadku azotu stosujemy dokarmianie mocznikiem w kilku dawkach w stężeniu niepowodującym oparzeń – wtedy roślina pobierze azot i zgromadzi go w częściach stałych, z których to zapasów będzie korzystała w okresie wiosennym (do końca kwietnia). Stosowane często zabiegi 5% roztworem mocznika powodują sparzenie liści, co uniemożliwia wykorzystanie azotu do ich dokarmiania. Zabieg taki powinien być jednak stosowany obowiązkowo i corocznie po zakończeniu wegetacji (gdy zaczynają opadać liście) – jego celem jest „zaazotowanie” liści w celu szybszego ich rozkładu przez mikroorganizmy, co bardzo mocno ogranicza wiosną źródło infekcji pierwotnych parcha jabłoni. Badania wykazują pozytywny efekt takiego zabiegu wykonanego nawet w okresie zimowym (jeśli jest to możliwe) na leżące liście, skuteczność jednak zależna jest od warunków występujących w późniejszym okresie.
Nawóz nawozowi nierówny…
To, w jakim stopniu rośliny wykorzystają podane składniki pokarmowe jest silnie uzależnione od jakości użytego nawozu i formy, w jakiej w danym nawozie składniki występują. Stosowanie słabych jakościowo nawozów w niesprzyjających warunkach jest wysoce nieefektywne i nieuzasadnione ekonomicznie. Najtańsze są oczywiście nawozy, w których składniki pokarmowe występują w postaci zwykłych soli. Niestety, są to duże cząsteczki mogące przedostać się do liścia tylko przez przetchlinki występujące głównie na spodniej stronie liścia, ich pobieranie trwa nawet kilka dni, co naraża je na ryzyko spłukania przez deszcz. Podanie niektórych składników w formie chelatów daje zazwyczaj (nie zawsze!) lepsze efekty, ale to też nie jest idealne rozwiązanie, ponieważ chelaty również są dużymi cząsteczkami, przed którymi roślina się broni, traktując je jako ciało obce. W dodatku, aby wykorzystać składnik pokarmowy, roślina musi rozerwać silne wiązanie białkowe, co wymaga poświęcenia pewnej ilości energii. Później pozostaje jeszcze otoczka białkowa – sztuczne białko, którego roślina nie wykorzysta. Powstaje pytanie, co się z tą otoczką dalej dzieje – odpowiedzi budzą coraz więcej niepokoju.
Obecna wiedza wskazuje, że najlepsze są te nawozy, w których składniki pokarmowe są skompleksowane aminokwasami (szczególnie polecam aminokwasy pochodzenia roślinnego). Jest to bezpieczna forma, bardzo szybko działająca – składniki pokarmowe są pobrane przez liście w przeciągu zaledwie kilku godzin (do 6 godzin). Składniki pokarmowe tworzą z aminokwasami małe cząsteczki, które mogą być pobierane nie tylko przez przetchlinki, ale i przez tzw. przestrzenie międzykutikularne występujące w wielokrotnie większych ilościach i to po obydwu stronach liści. Rośliny nie bronią się przed aminokwasami traktując je jakby własne, naturalne elementy składowe. Rozerwanie wiązania aminokwasowego nie wymaga od rośliny zużycia wiele energii (może ją wykorzystać do innych celów, np. tworzenia pąków kwiatowych), a po oderwaniu składnika pokarmowego pozostaje aminokwas, który jest „półfabrykatem” wykorzystywanym dalej do budowy potrzebnych białek.
Swoistą „elitą” wśród nawozów aminokwasowych są odżywki na bazie alg morskich – oprócz odżywiania mogą też wykazywać działanie biostymulujące. Szczególnie polecam produkty z gamy Fertileader, w składzie posiadające (oprócz składników pokarmowych) opatentowany kompleks Seactiv, a w nim: aminokwasy, glicynę-betainę, IPA (izo-pentyl-adeninę). Jesienią (gdy liczy się czas) kompleks ten nabiera specjalnego znaczenia: aminokwasy pozwalają na szybkie pobranie składników, IPA – naturalny hormon z grupy cytokinin, istotnie wspomaga w roślinie tempo transportu składników pokarmowych, zaś glicyna-betaina – bardzo silny antystresant, pomaga roślinie „pracować” pomimo trudnych warunków atmosferycznych. Typowym preparatem do stosowania po zbiorach jest Fertileader Leos – zawiera kompleks Seactiv oraz bor i cynk. W przypadku, gdy mieliśmy do czynienia ze słabszym owocowaniem i silnym wzrostem wegetatywnym drzew, warto sięgnąć po Fertileader Axis (najlepiej jeszcze przed zbiorem jako zabieg poprawiający wybarwianie owoców), który między innymi przyspiesza drewnienie pędów, a potężna dawka cynku znacznie poprawia mrozoodporność. Oba preparaty zaleca się w dawce 3 L/ha.
Nawożenie doglebowe
Oddzielnym zagadnieniem jest stosowanie po zbiorach nawozów doglebowych. Powszechnie stosowane jest w tym czasie wapnowanie sadów, a tuż przed zimą stosuje się sól potasową (w okresie zimowym ma dojść do wypłukania szkodliwego dla roślin sadowniczych chloru). Osobiście zalecam, aby dawka soli potasowej nie przekraczała 100-150 kg/ha. Daje to nam dawkę 60-90 kg potasu/ha – pozostałą ilość należy podać wiosną w postaci siarczanowej. Mogą to być wieloskładnikowe nawozy ogrodnicze o bardzo niskiej zawartości chloru – tzw. bezchlorkowe.
Niektórzy producenci jabłek i gruszek stosują nawozy wieloskładnikowe już jesienią, robią to od przynajmniej kilku lat i są zadowoleni z efektów. Działanie takie wydaje się być uzasadnione zwłaszcza w przypadku odmian wcześniej „schodzących” z pola (połowa września) – wtedy drzewa zdążą jeszcze je pobrać w danym sezonie. Zazwyczaj stosuje się wówczas niewielkie dawki tych nawozów (200kg/ha ), które oczywiście nie zwalnia nas od standardowego nawożenia wiosną. Stosowanie większych dawek jesienią jest dyskusyjne, zwłaszcza w późniejszym czasie, kiedy to rośliny przechodzą już w stan spoczynku zimowego. Wykorzystanie nawozów może być wówczas bardzo znikome, a straty do wiosny, zważywszy na kapryśny charakter naszych zim – znaczne.
Jeśli chodzi o nawożenie wapniem, w sadach zazwyczaj stosuje się wapno węglanowe (np. kredę). Wapno tlenkowe wykorzystuje się tylko na glebach zwięzłych, w niewielkich dawkach. Jako zasadę powinno się przyjąć, że lepiej jest stosować wapnowanie coroczne, mniejszymi dawkami, niż raz na kilka lat dużą dawką. Sadownicy często stosują wapno hydratyzowane, które było wstawione do komór przechowalniczych w celu wychwytywania z atmosfery dwutlenku węgla. Warto tu zauważyć, że wstawialiśmy wapno tlenkowe, a wyjmujemy w dużej części węglanowe… ale ile jest którego – trudno określić (zależy od czasu przebywania w komorze i ilości dwutlenku węgla).
Polecam wyjątkowe, wysokoreaktywne i bezpieczne wapno węglanowe Physiomax 975, z którego wapń przynajmniej w 80% dostępny jest dla roślin już w pierwszym sezonie i dodatkowo wzbogacone jest w aminopurynę – substancję poprawiającą pobieranie i transport wapnia, powodującą zwiększony rozrost korzeni włośnikowych, wspomagającą proces fotosyntezy w roślinie. Zalecana dawka w sadach (pozwalająca w pełni wykorzystać dobrodziejstwo substancji biostymulującej) to tylko 300-600 kg/ha. Jeśli analizy wykażą konieczność podania wyższych dawek – można je uzupełnić jakimś innym (tańszym) nawozem wapniowym.
Stosowanie nawozów powinno być poprzedzone analizami gleby – uważam, że w intensywnym sadzie powinno się je przeprowadzać co 2 lata. Nie są one kosztowne, a pozwalają precyzyjniej nawozić potrzebnymi składnikami. Służy to zarówno środowisku naturalnemu, jak i naszym portfelom. Zalecenia nawozowe warto skonsultować z doradcą sadowniczym (standardowe opisy, które dostajemy ze Stacji Chemiczno-Rolniczej nie są wystarczające, tak jak i metody określania zawartości składników pokarmowych stosowane w laboratoriach nie są doskonałe). Zakres analizy warto rozszerzyć o zawartość przyswajalnego wapnia, którego w sadach nagminnie brakuje. Specjaliści od odżywiania roślin sadowniczych wskazują, że nowoczesny, w pełni owocujący sad jabłoniowy pobiera rocznie 180 – 220 kg czystego wapnia, a więc więcej niż potasu! Koniecznym jest w tym miejscu zwrócenie uwagi, że wysokie pH gleby nie musi wcale oznaczać wysokiej zawartości przyswajalnego wapnia.
Zbigniew Marek
Zostaw odpowiedź