Polski rolnik w unijnej Wspólnej Polityce Rolnej

Jakich reform w unijnej Wspólnej Polityce Rolnej chce Polska? Rząd koncentruje się na dopłatach dla rolników. – A to nie one są najważniejsze – ostrzegają eksperci.

Wspólną Politykę Rolną trzeba zmienić – unijne rządy wiedzą to od lat. Jest coraz mniej efektywna i horrendalnie kosztowna. Pochłania ponad 30 proc. (43,8 mld euro w 2010 r. – nie licząc funduszy specjalnych), a nie odpowiada na potrzeby konsumentów ani europejskiej gospodarki. To relikt zamierzchłej historii – powstała w latach 60., aby zapewnić Europie samowystarczalność żywnościową.

Tymczasem dziś problemem dla konsumentów jest nie brak żywności, lecz raczej jej nadmiar, gwałtowne wahania cen. I tu WPR jest bezsilna. Kilka miesięcy temu po załamaniu cen mleka rolnicy w kilkunastu krajach UE wylewali mleko na pola i pod urzędami. Ceny mięsa zmieniają się w rytm kolejnych świńskich „górek” i „dołków”, czyli za dużej i za małej produkcji wieprzowiny. Nigdzie na świecie cukier nie jest tak drogi jak w Unii.

Coraz więcej unijnej pomocy trafia do garstki rolników obszarników, międzynarodowych koncernów, a nie do kieszeni indywidualnych rolników. Jednym z większych beneficjentów WPR jest brytyjska królowa Elżbieta II, co roku dostająca 500 tys. euro dopłat do swojej „królewskiej farmy”.

Rządy UE postanowiły zmienić Wspólną Politykę Rolną. Nowe zasady miałyby wejść w życie wraz z nowym budżetem Unii (na lata 2014-20).

Co zmienić? Część rządów (np. brytyjski) chce, aby rolników wspierać w większym stopniu funduszami z budżetów narodowych, a nie unijnego.

Większość państw jest przeciwna. Dla Polski takie rozwiązanie też byłoby niekorzystne, bo nasz budżet jeszcze długo nie będzie w stanie zaoferować takiego wsparcia, jak np. budżet brytyjski.

Koalicję państw zwolenników status quo montuje Francja.

A jakiej reformy Wspólnej Polityki Rolnej chce Polska? Minister rolnictwa Marek Sawicki: – Najważniejszą sprawą jest uproszczenie systemu dopłat i wyrównanie poziomu płatności we wszystkich krajach UE.

Dziś system dopłat wygląda tak: w Polsce (i w innych nowych państwach członkowskich) dopłaty są przyznawane od hektara. Początkowo, w 2004 r., wynosiły 55 proc. tego, co średnio dostawali farmerzy na Zachodzie. Z każdym rokiem rosły o 5 proc., a od 2008 r. – o 10 proc. rocznie, tak by poziom dopłat na zachodzie UE i u nas teoretycznie mógł się wyrównać. Dziś podstawowa stawka dopłaty do jednego hektara wynosi 506,98 zł.

Jednak w starej Unii dopłaty dla rolników zależą od wielkości produkcji. Przykładowo we Francji gospodarstwa dostają ponad 20 tys. euro, a jedno na dziesięć otrzymuje 50 tys. euro i więcej.

– Jeśli mamy funkcjonować na jednym rynku, to nie może być tak dyskryminującej polityki – przekonuje Sawicki. Ministra boli to, że polscy rolnicy dostają wciąż mniej dopłat niż zachodnioeuropejscy.

Wtórują mu polscy rolnicy. – Wpadliśmy na Wspólną Politykę Rolną jak na minę – skarży się Jerzy Chróścikowski, przewodniczący NSZZ RI „Solidarność”. Władysław Serafin, szef Związku Rolników, Kółek i Organizacji Rolniczych: – Czesi chcą zniesienia dopłat, bo bez nich poradziliby sobie, ale polscy, a zwłaszcza francuscy czy niemieccy rolnicy – nie. Nic dziwnego, że w całej UE trwa teraz walka o rozdzielanie dopłat – mówi.

I ministerstwo, i sami polscy rolnicy dają do zrozumienia, że reforma WPR powinna polegać na wprowadzeniu w całej Unii polskiego systemu, gdzie dopłaty daje się od hektara, a nie od wielkości produkcji. – Bo w końcu jak mamy konkurować z francuskimi rolnikami, jeżeli oni biorą dopłaty o 20 proc. większe? – retorycznie pyta Serafin.

Eksperci ostrzegają jednak, że to uporczywe koncentrowanie się na dopłatach to poważny błąd. – W Polsce stworzono pozór, że całe rolnictwo zależy od dopłat i właśnie na nich opiera się cała Wspólna Polityka Rolna – mówi prof. Katarzyna Duczkowska-Małysz, ekspert w dziedzinie rolnictwa i obszarów wiejskich z SGH.

Jej zdaniem, nawet jeśli poziom dopłat będzie w całej UE taki sam – to nie wpłynie to znacząco na sytuację rolnictwa. Jedyny efekt będzie taki, że na wieś popłynie jeszcze więcej „wsparcia socjalnego” – bo tak Duczkowska-Małysz traktuje dopłaty bezpośrednie. Łatwo znaleźć dowód na to, że dopłaty to pomoc socjalna, a nie narzędzie rynkowe: obecnie ponad 1,4 mln gospodarstw bierze dopłaty, a tylko 340-360 tys. wytwarza żywność na rynek. – Pozostając przy dopłatach do ziemi, obniżamy tylko możliwości rozwoju tych nowoczesnych gospodarstw – przekonuje Duczkowska-Małysz i przypomina, że sytuacja francuskich rolników nie jest wyłącznie zasługą wysokości dopłat, ale wydajności pracy, promocji, przedsiębiorczości, liczenia dochodów przez rolników itd.

Zdaniem Duczkowskiej-Małysz dopłaty o charakterze socjalnym powinny wygasać. – Wyrównanie poziomu dopłat nie zrobi z nas Ameryki. To jest zły kierunek. Powinniśmy myśleć o wysokości produkcji, efektywności gospodarstw – dodaje Duczkowska-Małysz.

Czy te argumenty trafią do rządu?

Minister Sawicki zapowiada zorganizowanie na początku lutego konferencji ministrów rolnictwa państw unijnych, których chce w Warszawie przekonywać do swojego stanowiska.

Sylwia Śmigiel wyborcza.biz 291