Po ostatnich turbulencjach bawełna znowu drożeje

Po ostatnich turbulencjach bawełna znowu drożeje

Ceny bawełny są bliskie kolejnej hossy, ale traderzy cały czas liżą rany po ostatnim rajdzie, który miał miejsce nie tak dawno temu. Ceny bawełny wzrosły w tym roku o ponad 50 proc. z powodu spadającej globalnej produkcji oraz odradzającego się popytu. Marcowe kontakty futures ICE na bawełnę wzrosły w czwartek do 74,9 centów za funt – najwyższego poziomu od czerwca 2008 r. Analitycy twierdzą, że po wielu miesiącach słabości, rynek bawełny znowu odzyskuje siłę.

Amerykański Departament Rolnictwa przedstawił swoją comiesięczną projekcję dot. popytu i podaży, w której przewiduje, że światowa produkcja bawełny sięgnie 102,7 mln beli rocznie, licząc do czerwca 2010 r. To 4 proc. mniej, niż rok wcześniej. Globalna konsumpcja ma wzrosnąć o 3 proc. do 114,5 mln beli, obniżając światowe zapasy. International Otton Advisory Commettee uważa, że globalne zapasy bawełny spadną najbardziej od siedmiu lat.

Aby zrozumieć, czy obecny wzrost cen jest bańką spekulacyjną, czy też rezultatem realnych braków, trzeba zrozumieć wydarzenia sprzed 21 miesięcy. Zakupowe szaleństwo wywindowało wówczas ceny niektórych kontraktów powyżej 1 dolara za funt. Powody tego rajdu – drugiego pod względem dynamiki na przestrzeni ostatnich 30 lat – nie są jednoznaczne, a opinie przedstawiciele sektora są podzielone.

Commodity Futures Trading Commission (CFTC), które nadzoruje rynek amerykański, prowadzi śledztwo w sprawie manipulacji. Nie jest wykluczone, że jeden z dużych i byczo nastawionych traderów chciał wywindować ceny kontraktów futures lub doprowadził do przesunięcia handlu z futures na rynek opcji, aby zainkasować duże zyski. Informacje te potwierdza komisarz CFTC Michael Dunn. Dunn mówił w maju tego roku, że wnioski ze śledztwa będą ujawnione „w najbliższym czasie”, ale raport opóźnił się, ponieważ utknął w Komisji. Osoba, która miała okazje zapoznać się z wersją roboczą, twierdzi, że w treści wskazano na kilka czynników stojących za wzrostami, ale nie na zaplanowaną na dużą skalę manipulację.

Przedstawiciele sektora zaczęli tymczasem wyciągać swoje własne wnioski. Prezes Allenberg Otton Joe Nicosia twierdzi, że wzrost cen nastąpił w wyniku „niezaspokojonego” popytu ze strony inwestorów grających na wzrosty. – W rezultacie ceny wyrwały się spod kontroli.

Prezes ICE Futures, Thomas Harley, uważa z kolei, że rosnące ceny zmusiły ograniczonych kredytami tradycyjnych traderów do zamykania pozycji, co sprowokowało krótkoterminową falę zakupów.

– Uważamy, że nie miały miejsca żadne nieetyczne działania – mówi. – Kiedy dużi gracze komercyjni nie mają dostępu do kredytów muszą upłynniać pozycje, co skutkuje dużymi wahaniami cen.

Podobnie jak na innych rynkach towarowych, ruchy cenowe bawełny wzbudziły podejrzenia wobec spekulantów, którzy kupują i trzymają kontrakty futures, aby zdywersyfikować swoje portfele i zabezpieczyć się przed inflacją lub słabością dolara.

Przedstawiciele CFTC zeznali, że fundusze indeksowe sprzedawały bawełnę w marcu 2008 r., kiedy ceny osiągnęły szczyt. Rynek jest podzielony w opinii, jak rolę, jeśli w ogóle, odegrali inwestorzy przyczyniający się do obecnych wzrostów.

Philips Verleger, ekonomista zajmujący się rynkiem energii, twierdzi, że inwestorzy indeksowi są już w posiadaniu jednej trzeciej ogólnej liczby ważnych kontraktów. – Aktywność inwestorów wydaje się tłumaczyć ruchy cen bawełny – napisał w swoim ostatnim artykule.

Inni uważają jednak, że wzrost cen ma tym razem podłoże jak najbardziej fundamentalne. – Różnica między obecnym okresem, a tym sprzed dwóch lat polega na tym, że teraz mamy do czynienia z realnym popytem i podażą – mówi Cliff White z Olam.

Niezależnie od powodów wzrostu cen w 2008 r., jego konsekwencje zmieniły cały sektor. Mocno ucierpieli sprzedawcy bawełny, pośrednicy, plantatorzy, czy przędzalnie.

Wahania ceny okazały się traumatyczne dla wielu starych i szanowanych nazwisk. – Miały ogromny wpływ – mówi Woods Estland, prezes amerykańskiego Staplcotn. – Od cenowego szczytu, tradycyjni handlarze odpowiedzialni za ok. 40 proc. amerykańskich zbiorów i sporą część międzynarodowych, zbankrutowali – dodaje.

Liczba dużych traderów na amerykańskiej giełdzie bawełny ICE Futures, zmniejszyła się od marca 2008 r. o jedną trzecią do ok. 250. Jedna z największych firm, Dunavant Enterprise, ma się połączyć z konkurencyjnym Allenberg. Obie mają swoje siedziby w Memphis w południowym stanie Tennessee – sercu amerykańskiego handlu bawełną od ponad wieku.

Inne ofiary wahań rynkowych to m.in. Weil Brothers z Alabamy oraz Paul Reinhard, szwajcarska firma handlująca bawełną od XVIII wieku.

Dokumenty złożone w procesie upadłościowym amerykańskiego oddziału Paul Reinhard dają rzadki wgląd w to, jakie spustoszenie poczynił gwałtowny ruch cen. Firma zwykle kupowała bawełnę od farmerów z Ameryki Północnej, a następnie eksportowała ją do klientów w Gwatemali i Chinach. Aby zabezpieczyć się przed ryzykiem zmian cenowych, zabezpieczała swoje ceny sprzedaży w formie kontraktów futures.

Ale zeszłoroczny skok cen zmusił firmę, której roczne przychody sięgały 580 mln dolarów, do szybkiego wpłacenia dodatkowych 100 mln dolarów w formie zabezpieczenia. – Dłużnik doświadczył poważnych problemów z płynnością na początku marca 2008 r. w wyniku niespotykanego skosu cen kontraktów futures na bawełnę – napisano we wniosku upadłościowym.

Trzęsienie ziemi sprawiło, że znikają tradycyjni handlarze, ale stworzyło również nowe szanse konkurentom, takim jak singapurski Olam International, czy hongkoński Noble Group. Swoją spółkę zajmującą się bawełną posiada również rolniczy gigant, Cargill.

Pan White, który odpowiada za działalność Olam na rynku bawełny w Stanach Zjednoczonych i Brazylii, mówi, że w zasadzie sektor jest obecnie podzielony między cztery wielobranżowe koncerny. Kredytowa katastrofa zmusiła również wiele firm do rezygnacji z krótkoterminowych linii kredytowych na rzecz finansowania długoterminowego. – Rynek bawełny finansował się w szczególny sposób, ale od lutego 2008 r. uległo to ogromnym zmianom – mówi Farley z giełdy ICE Futures.

Gregory Meyer, Nowy Jork Financial Times