Po powodzi

Na terenach zalewowych w okolicach Tarnobrzega i Mielca, gdzie woda stała najdłużej straty sięgają stu procent upraw. Rolnicy stracili zboża ozime i jare, ziemniaki, buraki oraz kukurydzę. Stracili tez wszystko, co potrzebne było do produkcji pasz.

W wielu innych gminach straty na skutek podstopień sięgają 50% upraw. Na Podkarpaciu zalane zostało 122 tysiące hektarów. W tym 72 tysiące użytków rolnych. Z problemem olbrzymich podstopień zmaga się gmina Wiązownica na Podkarpaciu. Tam wylała Lubaczówka, a deszcze jeszcze bardziej pogorszyły sytuację. Na polach do dziś stoi woda.

Józef Rapita – „Z tego nic nie będzie, nie ma mowy, a jeszcze prawdopodobnie ma wylać woda, jakby deszcz padał spokojnie i trochę wyschło, to by było dobrze, a tak to z tych zbóż nic nie będzie, tu wszystko zalało, tu kartofle w wodzie stoją i też wszystkie zgniją.”

Czesław Szpuner – „Ja ma niecałe 2,97, tzn. tu jest 12 arów łąki, reszta to łąki, zboża, ziemniaki, wszystko jest zalane, na łąkach w dolinie to woda naniosła tak duo mułu, ze jak teraz zeszła to wszystko aż jest czarne.”

Pola w tej wsi trzeba będzie przeorać. Większość rolników nie ubezpieczyła upraw, choć ma taki ustawowy obowiązek . Przyczyny są różne i nie zawsze leżą po stronie rolników.

Kazimierz Szałaj – „Żaden ubezpieczyciel nie chce się zgodzić, żeby ubezpieczyć te pola od zalania, bo to są tereny zalewowe i każda wielka czy mała powódź to zalewa nam pola w sąsiedztwie rzeki Lubartówki.”

Potwierdzają to pracownicy firm ubezpieczeniowych.

Jan Bieniasz – „Firmy ubezpieczeniowe niechętnie będą podchodzić do takich sytuacji, co graniczy właściwie z pewnością, że dana uprawa będzie zalana w momencie powodzi, bo ubezpieczenie to jest czysta matematyka.”

Rolnicy z Podkarpacia doświadczyli tego, że do ogromnych strat na polach wcale nie trzeba wylewu rzek. W gminie Kamień wystarczyła potężna ulewa. Ta zniszczyła chodniki, przepusty. Zniszczyła też uprawy na polach. Pieniądze z ubezpieczeń odzyskają nieliczni.

Stanisław Kida – „Ja swoje uprawy wiosenne ubezpieczyłem, zimowych nie, ale wiosenne ubezpieczyłem ziemniaki i mieszankę. To dużo nie kosztowało, bo 56 złotych i jak się okazuje warto było, bo teraz zgłoszę szkodę i mi chociaż za sadzeniaki zwrócą pieniądze.”

Po potężnym żywiole na Podkarpaciu zawiązują się komisje do szacowania strat. Agencja Restrukturyzacji chce dofinansować kredyty klęskowe. Choć należą się one tym gospodarzom, którzy ubezpieczyli przynajmniej połowę upraw – w tej szczególnej sytuacji pomoc musi dotrzeć do poszkodowanych z wszelkich źródeł.

Anna Tomczyk/OTV Rzeszów Redakcja Rolna TVP