Pierwsze obszary wolne od choroby Aujeszkiego już w przyszłym roku

W przyszłym roku pojawią się pierwsze obszary wolne od choroby Aujeszkiego. Polska Inspekcja Weterynaryjna twierdzi, że jej zwalczanie w kraju idzie zgodnie z planem. Wyjątkowo niskie pogłowie tuczników ułatwia eliminację zarażonych stad. Jest też i zła informacja. Pojawienie się rejonów wolnych od choroby Aujeszkiego może sparaliżować handel żywymi tucznikami w Polsce.

Bruksela zaostrzyła bowiem przepisy. W przypadku jakiegokolwiek przemieszczenia zwierząt konieczne są dodatkowe świadectwa weterynaryjne. A to kosztuje. Hodowcy protestują.

Tadeusz Blicharski, Polski Związek Hodowców i Producentów Trzody Chlewnej „Polsus”: do każdej partii 20 – 10 tuczników musi przyjechać lekarz weterynarii i oprócz urzędowej opłaty za każdą sztukę zwierzęcia, wystawia fakturę za koszty dojazdu. Wtedy nawet dla takiego drobnego producenta ma to pewne znaczenie.

Przepisów nie da się jednak zmienić. To zapobiega przemieszczaniu się choroby. Tym bardziej, że jak tłumaczy inspekcja weterynaryjna, w końcu zaczynamy nad nią panować. W niektórych rejonach kraju zachorowań jest niewiele, a to otwiera drogę do pierwszych wniosków do Brukseli o uznanie tych powiatów za wolne od choroby.

Janusz Związek, Główny Lekarz Weterynarii: w przyszłym roku będziemy zgłaszać pierwsze powiaty, obszary jako urzędowo wolne.

Z jednej strony ułatwi to eksport do krajów Unii, w których choroby już nie ma. Z drugiej jednak, mocno ograniczy sprzedaż żywych zwierząt w kraju.

Janusz Związek, Główny Lekarz Weterynarii: ci hodowcy, którzy znajdą się na tym terenie, który będzie już wolnym, no to nie będą mogli swobodnie zakupywać świnek z pozostałej części Polski, tylko z gospodarstw urzędowo wolnych.

Utrudnienia mają jednak stopniowo znikać. Bo powiatów wolnych od choroby będzie przybywać. Całkowite uwolnienie się od niej nastąpi najwcześniej za dwa lata.

Radosław Bełkot rolna.tvp.pl