Polska wolna od… niewiedzy!

W XIX wieku straszono ludzi, że podróż koleją z wielką na ówczesne czasy prędkością 30 km na godzinę, będzie bardzo szkodliwa dla ich wzroku. Nowe wynalazki zawsze budzą obawy, szczególnie u tych, którzy mają o nich niewielkie pojęcie. Straszakiem początku XXI wieku stało się GMO.

Są ludzie, którzy uważają, iż zmodyfikowana genetycznie żywność zmodyfikuje ich geny. Ludzie z kolbą kukurydzy zamiast głowy!

Na szczęście nie wszyscy tak uważają. Niedawno znalazłam wypowiedź arcybiskupa Józefa Życińskiego, już sprzed dwóch lat, w której wzywał wiernych, aby nie bali się żywności zmodyfikowanej genetycznie. Dawał przykład zmodyfikowanego ryżu bogatego w witaminę A, który w krajach gdzie ryż stanowi podstawę wyżywienia, przyczynia się do eliminowania powszechnych tam chorób oczu. Mówił, że wiele razy uczestniczył w Stolicy Apostolskiej w dyskusjach o żywności zmodyfikowanej genetycznie i nigdy nie usłyszał by była ona zagrożeniem dla ludzkiego życia.

Jednak ten głos jest dość odosobniony. Często zupełnie oficjalnie władze mówią, że są przeciwne GMO, że będą dążyć, aby Polska była wolna od GMO. Brzmi to tak jakby miała być wolna od jakiejś zarazy. Może lepiej byłoby postarać się o to, aby kraj był wolny od kleszczy, meszek, pijaków, oszustów itp

Niezgodne z prawem

unijnym są nie tylko nasze praktyki dotyczące GMO, ale również obowiązujące ustawy. Ustawa o nasiennictwie, po zmianach wprowadzonych w kwietniu 2006 r, mówi iż „materiał siewny odmian genetycznie zmodyfikowanych nie może być dopuszczony do obrotu na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej”. Jest to ewidentnie niezgodne z prawem unijnym. A przecież przystępując do europejskiej wspólnoty zgodziliśmy się na to, że unijne rozwiązania prawne będą nadrzędne, że będziemy musieli w uzgodnionych terminach dostosować nasze prawo do unijnego. Nie odwrotnie. Terminy mijają szybko, a na tym przykładzie widać, iż polscy twórcy prawa nie tylko nie nadążają z dostosowywaniem do unijnych rozwiązań, ale jeszcze potrafią zmieniać prawo na stojące w sprzeczności z tym co obowiązuje w naszej wspólnocie.

Widziały gały co brały. Czy się podoba czy też nie, trzeba się dostosować do unijnych reguł. Temat GMO nie jest tematem traktowanym racjonalnie, ale bardzo politycznie i emocjonalnie. Ponieważ większość społeczeństwa jest nieufna w stosunku do organizmów modyfikowanych genetycznie, co wynika przede wszystkim z braku wiedzy, politycy na wyprzódki ogłaszają nasz kraj wolnym od GMO. Tak jakby zapominali, a może nie wiedzą, że rośliny transgeniczne są dopuszczone do obrotu w UE. I nie ma możliwości innego traktowania nas niż pozostałych krajów wspólnoty.

Komisja Europejska dwukrotnie upominała polski rząd, że ustawa o nasiennictwie jest sprzeczna z prawem UE. W odpowiedzi polskie władze podtrzymywały ulubione twierdzenie, że Polska będzie krajem wolnym od GMO. I skończyło się pozwaniem Polski do unijnego Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu.

Podobnie ma się sprawa z ustawą o paszach zakazującą stosowania organizmów genetycznie modyfikowanych w paszach. Stosowanie tego zakazu zostało odsunięte w czasie, ale zapis ustawowy jest niezgodny z unijnym prawem i możemy spodziewać się restrykcji.

Bardzo podoba mi się wypowiedź ministra Sawickiego – że nie dopuści do pojawienia się upraw roślin transgenicznych w Polsce i na dodatek zrobi to tak, aby było zgodnie z prawem unijnym. To coś tak jak zjeść ciastko i dalej je mieć.

Przeciąganie liny

GMO nie budzi powszechnego entuzjazmu w Europie. USA i inne kraje tupią niecierpliwie u europejskich granic, chcąc mieć dostęp do rynku ze swoimi transgenicznymi produktami. Bez soi, w większości już modyfikowanej, trudno mówić o dostatku pasz dla europejskiej produkcji mięsa. W UE jedyną oficjalną uprawą transgeniczną jest kukurydza. Największym jej entuzjastą jest Hiszpania. Tam w tej kwestii panuje spokój.

Francja próbowała tego samego co Polska obecnie, tyle że kilka lat wcześniej. Nie dostosowywała prawa krajowego do dyrektywy unijnej z 2001 r o zamierzonym uwalnianiu do środowiska organizmów zmodyfikowanych genetycznie. Komisja Europejska wystąpiła przeciwko Francji do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, który w 2004 roku nakazał Francji obowiązek dostosowania prawa krajowego do ustawodawstwa europejskiego do lutego 2006 r.

Rząd francuski do tego wyroku nie zastosował się w wyznaczonym terminie, co było uchyleniem się od obowiązków kraju członkowskiego. Komisja po upływie terminu wniosła skargę do Trybunału co spowodowało, że Francja zaczęła ustanawiać odpowiednie przepisy i w czerwcu 2008 roku wreszcie przyjęła ustawę o GMO. Nie uchroniło to jednak przed zapłatą ryczałtowej kary pieniężnej za każdy dzień obowiązywania stanu niezgodnego z prawem, co wyniosło 10 mln euro.

Chyba też lubimy płacić, bo powtarzamy francuski scenariusz w myśl zasady – mądry Polak po szkodzie.

Również Austria próbowała postawić na części swojego terytorium szlaban przed kukurydzą MON 810 oraz T 25 stosując tzw klauzulę bezpieczeństwa. Klauzula ta umożliwia krajom członkowskim wprowadzenie zakazu stosowania GMO w przypadku przedstawienia nowych dowodów naukowych świadczących o szkodliwości GMO. EFSA – Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności, przeanalizował dane dostarczone przez rząd austriacki. Okazały się nic nie warte, nie było żadnych podstaw do zastosowania klauzuli ochronnej. Europejski Trybunał sprawiedliwości potwierdził, że ustanowione przez rząd Austrii strefy wolne od GMO są sprzeczne z prawem.

Zabawa w ciuciubabkę

Protesty zielonych utwierdzają władzę w przekonaniu, że postępuje zgodnie z wolą społeczeństwa stawiając tamy przed GMO. Tamy dość absurdalne. Jak chociażby nie przyjęcie przez COBORU do procesu rejestracji transgenicznej odmiany kukurydzy wyhodowanej przez firmę Monsanto. Dyrektor COBORU zwrócił się do Ministra Środowiska z zapytaniem czy w świetle obowiązujących przepisów może przeprowadzić badania urzędowe transgenicznej kukurydzy. Z tej strony nie było sprzeciwu. Ale na tym sprawa się nie skończyła . Rok później, na początku 2006 r Minister Rolnictwa przekazał do Centralnego Ośrodka swoje stanowisko – że jest za wprowadzeniem zakazu prowadzenia na terenie Polski jakichkolwiek doświadczeń z genetycznie zmodyfikowanymi roślinami. Zapachniało Średniowieczem. Dyrektor COBORU postanowił pozostawić nadesłany przez Monsanto wniosek bez rozpatrzenia, bo przecież w parlamencie trwała praca nad nowelizacją ustawy o nasiennictwie i rozważano wprowadzenie zakazu rejestracji odmian genetycznie zmodyfikowanych. Lepiej było się więc do takiego trefnego materiału nie dotykać.

Szczegółowe opisanie sprawy zajęłoby kilka stron, więc sobie to daruję. Monsanto nie odpuściło i zaskarżyło decyzję o umorzeniu postępowania w sprawie wpisania odmiany do krajowego rejestru do Wojewódzkiego Sadu Administracyjnego. W styczniu 2007 r Sąd zaskarżoną decyzję uchylił. W uzasadnieniu Sąd napisał , że nie ma przeszkód by Centralny Ośrodek Badania Odmian Roślin uprawnych wszczął procedurę wpisania do krajowego rejestru odmiany kukurydzy modyfikowanej genetycznie i oceny ryzyka dla środowiska naturalnego tej odmiany dokonał w oparciu o wymienione wcześniej w uzasadnieniu uregulowania prawne – dyrektywy unijne. W uzasadnieniu Sąd umieścił obszerne omówienie unijnych uregulowań dotyczących GMO.

Minister Środowiska decyduje o tym czy zezwolić na prowadzenie doświadczeń polowych z kukurydzą genetycznie modyfikowaną. 3 lata trwało wydanie wniosku w sprawie doświadczeń polowych w pobliżu Wrocławia . Nikt nie miał nic przeciwko, decyzja była więc pozytywna. Gorzej poszło z tegorocznym wnioskiem Monsanto dotyczącym odmiany transgenicznej odpornej na omacnicę prosowiankę . Ani UE, ani polska Komisja ds. Organizmów Genetycznie Zmodyfikowanych (a takie opinie są wymagane) nie miały zastrzeżeń. Natomiast mieszkańcy wsi Krościna Mała nie zgodzili się na prowadzenie doświadczenia na terenie ich wsi. Minister zgodnie z wolą społeczeństwa z ulgą nie wyraził zgody.

Nie ma przymusu

EFSA czyli Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności, powołany w 2002 r. stoi na straży naszego bezpieczeństwa żywnościowego. Bardzo skrupulatnie bada ryzyko wystąpienia zagrożeń na rynku żywnościowym. Urząd jest organem niezależnym od Komisji Europejskiej, Parlamentu Europejskiego i krajów członkowskich. Zapewnia opinie naukowe i doradztwo wspierające prawodawstwo i politykę Wspólnoty we wszystkich dziedzinach, które wywierają bezpośredni lub pośredni wpływ na bezpieczeństwo produktów żywnościowych i pasz, jak również pokrewne zagadnienia dotyczące zdrowia zwierząt i roślin. EFSA ma swoje Forum Doradcze, w skład którego wchodzą przedstawiciele wszystkich krajów członkowskich. W każdym kraju tworzona jest sieć ekspertów i instytucji związanych z oceną ryzyka. Nie jest to więc instytucja, która działa w oderwaniu od realiów.

Trzeba dodać, że stosowany w UE proces autoryzacji nowych odmian transgenicznych jest najbardziej restrykcyjny na całym świecie, nie powinniśmy więc się obawiać zalewu zmodyfikowanych roślin wątpliwej jakości. Na dodatek, to co znajduje się w europejskim rejestrze, jest co jakiś czas ponownie oceniane, jeżeli pojawiają się jakiekolwiek wątpliwości.

Polscy rolnicy, z właściwą sobie przedsiębiorczością, zachowują się jak obywatele wspólnej Europy i za pobliską granicą kupują zmodyfikowaną kukurydzę. Sądzę, że takie nieoficjalne działania nie są najlepszym rozwiązaniem. Wszędzie uprawa roślin genetycznie zmodyfikowanych pozostaje pod kontrolą, jest rejestrowana, oznaczana itp. Ale z drugiej strony jak długo można czekać na ustawę o GMO. Jest szansa, że zostanie ona niedługo uchwalona. Ale czy jej zapisy nie będą nadmiernie restrykcyjne, tak skonstruowane, żeby biurokratyczną mitręgą zniechęcić rolników do uprawiania kukurydzy, która bez chemii sama broni się przed omacnicą prosowianką.

Nikt nie nakazuje rolnikom sięgania po GMO, ale również nikt nie powinien im tego ustawowo zabraniać. Rolnicy mogą podjąć oficjalne działania przeciw władzom danego regionu, jeżeli te będą próbowały powstrzymać ich od uprawiania dopuszczonych w UE roślin genetycznie modyfikowanych. Uprawiania oczywiście w zgodzie z zasadami bezpieczeństwa, współistnienia z pozostałymi systemami produkcji (tradycyjnym, ekologicznym). Te zasady określi ustawa. Kiedy wreszcie będzie.

No i czas najwyższy zacząć rzetelną edukację na ten temat. Na razie grają głównie emocje.

Anna Turska Nowe Życie Gospodarcze